sobota, 7 września 2013

Rozdział 8

Z perspektywy Georgii
     Obudziłam się późnym popołudniem, nadal przytulona do Beau, który słodko spał. Przypominał trochę aniołka, tak niewinnie wyglądał. Wyswobodziłam się z jego uścisku i wstałam, żeby sprawdzić godzinę. Przy okazji zobaczyłam, że mam 20 nieodebranych połączeń od taty. No tak, już po 17, a ja nie wróciłam "ze szkoły".
-Idziesz już? - zapytał Beau, który dopiero się przebudził.
- Muszę, tata się już niepokoi. Dziękuję za wszystko, Beau - uśmiechnęłam się.
      Włożyłam do uszu słuchawki i puściłam "I would" Justina Biebera. Wsiadłam do autobusu i pojechałam prosto do domu. Na miejscu czekał na mnie tata i posłał mi gniewne spojrzenie.
-Dzwonili ze szkoły - założył ręce na piersi.
-Tato, bo ja...nie wiem, jak mam to wytłumaczyć - powiedziałam.
-Georgia, nie możesz omijać zajęć. Wiem, że jesteś młoda i chcesz się bawić, korzystać z życia, ale rób to po szkole, jasne? Powiesz mi przynajmniej gdzie byłaś cały dzień?
-U kolegi - powiedziałam po dłuższej chwili zastanowienia.
-To ma się więcej nie powtórzyć, okej? Nie chcę być starym zgredem, który cały czas cię kara - uśmiechnął się.
-Dziękuję. Tak poza tym, jak ci minął dzień? - zapytałam, kiedy wchodziliśmy do salonu.
-W porządku. Wiesz, muszę wyjechać na weekend, więc zostawiam Ci dom i mam nadzieję, że nie zrobisz nic głupiego - zaśmiał się.
-Znowu wyjeżdżasz? - powiedziałam lekko zawiedziona.
-Muszę, ale jestem pewien, że ten kolega dotrzyma Ci towarzystwa - zabawnie poruszył brwiami.
-Tato! - lekko uderzyłam go w ramię, śmiejąc się.
     Zjedliśmy kolację, oglądając jakiś teleturniej w telewizji. Wstawiłam talerze do zmywarki i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamę i w łóżku przeglądałam tumblra. Wkrótce poszłam spać, zmęczona tym dniem.
     Rano obudził mnie tata, twierdząc, że jeśli natychmiast nie wstanę, to spóźnię się do szkoły. Opornie wygrzebałam się z łóżka i doprowadziłam się do porządku. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi, a ja pobiegłam je otworzyć.
-Hej - przede mną stał uśmiechnięty Beau.
-Hej, co ty tu robisz? - zapytałam.
-Pomyślałem, że dotrzymam Ci towarzystwa w drodze do szkoły - powiedział.
-Oh, okej. Wejdź na chwilkę, jestem prawie gotowa - zaprosiłam go do środka.
     Weszliśmy do kuchni, gdzie tata kończył jeść śniadanie. Beau przywitał się z nim i był nadzwyczaj poważny, co trochę mnie rozśmieszyło. Mój ojciec posłał mu uśmiech.
-Idę dzisiaj do szkoły z Beau, nie musisz mnie odwozić - oznajmiłam.
-Tak, pewnie - uśmiechnął się szeroko.
Zabrałam ze stołu kanapki i pociągnęłam chłopaka za rękę do wyjścia. Kiedy znaleźliśmy się na ulicy Beau spojrzał na mnie i mocno wciągnął powietrze.
-Coś się stało? - zapytałam zmartwiona.
-Nie, nie - uśmiechnął się nieco sztywno. - Georgia?
-Tak?
-Pomyślałem sobie, że może poszlibyśmy gdzieś... no wiesz...jutro? Jako przyjaciele oczywiście.
-Z chęcią. Jeśli chcesz możemy potem pójść do mnie, tata wyjeżdża, więc mam cały dom dla siebie.
-Świetny pomysł. Przyjdę po Ciebie o ósmej - powiedział, a ja tylko uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
     Przez chwilę szliśmy, wygłupiając się i rozmawiając, ale Beau zatrzymał się przy małym sklepiku i nalegał, żebym zaczekała przy wejściu. Po chwili pojawił się z powrotem z wiaderkiem pudrowych cukierków w kształcie serduszek z różnymi napisami. Pożeraliśmy je jak wściekli i kiedy dotarliśmy do szkoły zostało ich tylko kilka na dnie.
-Słodki początek dnia - skomentowałam ze śmiechem.
     Skierowaliśmy się w stronę schodów, na których siedzieli już chłopcy.
-Hej - przywitałam się.
-Hej. O mój Boże, nawet nie mów że wy to wszystko zjedliście - Luke spojrzał na prawie puste pudełko po cukierkach.
-Nie zemdliło was? - odezwał się James.
-Nie - odpowiedzieliśmy równo, spoglądając na siebie.
-Jesteście dziwni haha w każdym razie...dzisiaj wielki mecz, gramy ze szkołą z Sydney, będziecie? - zapytał Skip.
-No raczej, muszę Cię w końcu zobaczyć w akcji haha - powiedziałam.
-Nie ma czego oglądać, uwierz mi - Beau wybuchnął śmiechem, a Daniel uderzył go w głowę.
-Sugerujesz, że nie umiem grać? To ciebie nie przyjęli do drużyny cipo.
-Ja nawet nie chciałem w niej być! - Brooks dalej nabijał się z przyjaciela.
-Tak czy siak, ja nie mogę się już doczekać - nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
     Cieszyłam się, że to akurat z nimi zaczęłam się kolegować w nowej szkole. Potrafili mnie rozśmieszyć i poprawić humor. Byli chyba najbardziej zwariowanymi osobami, jakie kiedykolwiek poznałam.
     Po szkole wróciłam do domu tylko coś zjeść i pojechałam do domu Brooksów, a potem wspólnie pojechaliśmy po Jamesa. Daniel już dawno był w szkole, miał trening i te sprawy. Na małych trybunach gromadziło się coraz więcej ludzi, więc zajęliśmy sobie miejsca. Skip siedział zdyszany na środku boiska i przybiegł się przywitać, kiedy nas zobaczył.
-Gra się jeszcze nie zaczęła, a ty już jesteś wyczerpany - zaśmiał się Jai.
-Cienias - skomentował Beau.
-Um, jeszcze zobaczycie, wygramy ten mecz!
-SAHYOUNIE! - usłyszeliśmy głos trenera. -Pogawędzić to sobie możesz na herbatce po meczu, rozgrzewaj się!
Zaśmialiśmy się. Sama nie wiem czy dlatego, że naprawdę uznaliśmy to za zabawne, czy z tego jak nieśmieszny był ten żart.
-Pójdę kupić jakieś picie, chcecie coś? - odezwałam się.
-Pepsi, proszę - James mrugnął do mnie, a Beau mu zawtórował.
-Dla mnie to samo.
-Okej, zaraz wracam.
-Ej, Georgia! - zawołał Luke. Odwróciłam się, a on zrobił mi zdjęcie. -Dzięki - uśmiechnął się.
-Tylko błagam, nie udostępniaj go nigdzie - zaśmiałam się i pobiegłam do stoiska z napojami.
Czekanie w kolejce okazało się być wiecznością, bo była ona chyba dłuższa niż Mur Chiński. Po dłuższym czasie dołączyłam z powrotem do chłopaków. No niezupełnie, bo moje miejsce zajął jakiś osiłek.
-Okej, to gdzie ja mam teraz usiąść?
-Tutaj możesz, mi to nie przeszkadza - Beau poklepał swoje uda.
-Wolałabym, żeby twoje nogi były całe, a nie zmiażdżone przez moją wielką dupę - zaśmiałam się, a on pociągnął mnie do siebie i po chwili już siedziałam mu na kolanach.
-I zamknij się już - Brooks posłał mi uśmiech.
Lekko się zarumieniłam, bo nasze twarze były teraz bardzo blisko siebie, więc odwróciłam się z powrotem w stronę boiska. Poczułam, że chłopak oplata mnie rękami w pasie i cicho mówi:
-To żeby było wygodniej.
Luke chrząknął i lekko się zaśmiał.
-Przestań, to nic takiego - Beau wywrócił oczami.


O mój Boże, nie wiem nawet od czego mam zacząć żeby was przeprosić :(:(:( PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM:(( Cholernie długo mnie tu nie było, zdaję sobie sprawę że zawaliłam. Przepraszam, mam nadzieję że mi wybaczycie<3

środa, 20 lutego 2013

Rozdział 7

Z perspektywy Beau
     Wyszedłem z lekcji historii pod pretekstem pójścia do pielęgniarki. Tak naprawdę po prostu nie chciało mi się tam siedzieć. Udałem się do toalety na 3 piętrze, bo wiedziałem, że tam na nikogo nie wpadnę. Widocznie się pomyliłem, w drzwiach minąłem się z Austinem. Wymieniliśmy spojrzenia, a on posłał mi cwaniacki uśmieszek. Chętnie zmyłbym mu go z twarzy...
     Wszedłem do łazienki i to, co zobaczyłem już totalnie mnie zaskoczyło. Georgia siedziała na podłodze, opierając się o ścianę i uśmiechała się. Powoli skojarzyłem fakty...
-Georgia? Co ty tu robisz, to męska toaleta - kucnąłem przy niej.
Jeśli ten gnój kazał jej coś wziąć, to go zabiję. Znałem ją niedługo, ale martwiłem się o nią. W pewnym sensie byłem też zazdrosny, że siedziała tu sama z Austinem, ale bałem się do tego przyznać, nawet przed samym sobą.
-Będziesz na mnie zły? - zachichotała.
-Co on Ci zrobił? Georgia, patrz na mnie! Co Ci dał? - wziąłem jej twarz w dłonie.
-Nic. Tylko kokainę. Czuję się świetnie, wszystko jest takie... inne. Ale... Beau?
-Tak?
-Nie gniewaj się, proszę - powiedziała.
-Jeszcze o tym pogadamy. Teraz trzeba Cię stąd zabrać, bo nauczyciele zorientują się, że jesteś pod wpływem... - westchnąłem.
-Wiesz, jakie to fajne uczucie? Jestem taka szczęśliwa! - powiedziała, kiedy pomogłem jej wstać.
 -Świetnie - mruknąłem. - Pojedziemy do mnie do domu.
-O kurwa, Beau... zabierz to ze mnie! - nagle zaczęła coś z siebie strzepywać, ale ja nic tam nie widziałem.
-Spokojnie, hej! Co się stało? Nic po tobie nie łazi, uspokój się - przytuliłem ją.
     Wyszliśmy ze szkoły niezauważeni. Dotarliśmy do domu po jakiejś godzinie. Musieliśmy wybrać się pieszo, bo na następny autobus musielibyśmy długo czekać, a ludzie na przystanku dziwnie się patrzyli.
     Usiedliśmy z Georgią na kanapie i dałem jej szklankę wody. Narkotyk chyba przestawał działać, bo zachowywała się normalnie.
-Wiem już wszystko, Beau - powiedziała nagle.
Zamarłem na chwilę.
-Austin Ci powiedział?
-Tak... nie gniewaj się na mnie. Ja po prostu musiałam wiedzieć - przygryzła wargę.
-Zmusił Cię do wciągnięcia kokainy?
- Powiedział, że jeśli to zrobię, to wszystko mi opowie, a... - zaczęła, ale jej przerwałem.
-Zabiję tego gnoja, zabiję go - szepnąłem, zaciskając dłonie w pięści.
-Ale nic mi nie jest. To było nawet całkiem przyjemne.
-Przestań. Chcesz być taka, jak on?
-Nie. Wiesz, Daniel też postąpił nie fair, zostawiając go z tym samego - powiedziała.
-Chyba Austin nie wspomniał, że dziewczyna, która z nimi brała próbowała popełnić samobójstwo i trafiła do szpitala, prawda? - prychnąłem.
-Nie, nie wiedziałam o tym - była zaskoczona.
-Możemy skończyć ten temat? - zapytałem rozdrażniony, a Georgia tylko pokiwała głową. -Nic Ci ten psychol nie zrobił?
-Nie, wszystko w porządku - powiedziała cicho.
Z perspektywy Georgii
     Beau opiekował się mną, jak starszy brat. Martwił się i chciał, żebym była bezpieczna. Był wściekły za to, że spotkałam się z Austinem, ale pomimo tego wziął mnie do siebie i starał się pomóc.
-Dziękuję - przytuliłam się do niego.
-Za co? -zaśmiał się cicho i objął mnie ramieniem.
-Za to, że uratowałeś mi tyłek i zabrałeś mnie ze szkoły.
-Dla byle kogo bym tego nie zrobił - posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam.
-Mam głupie pytanie... mogłabym się u ciebie przespać? - powiedziałam.
-Pewnie, zaprowadzę cię do swojego pokoju.
     Położyłam się, a Beau nakrył mnie kołdrą. Uśmiechnęłam się lekko, bo pachniała jego perfumami. Chłopak chwycił za klamkę i chciał wyjść, ale go zatrzymałam.
-Położysz się obok? - zapytałam nieśmiało.
-Jeśli chcesz... - odpowiedział.
     Po chwili zasnęłam. Poczułam tylko, jak Beau całuje mnie w czoło, a potem obejmuje ramieniem.

Kolejny rozdział (wiem, że strasznie krótki, przepraszam :c), który powinnam zatytułować "WIELKA KICHA".. Mało osób to czyta, ale dziękuję za każdy komentarz, nie wiecie ile mi to sprawia radości <3

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 6

 Z perspektywy Georgii
     Jak co dzień wstałam rano i wyszykowałam się do szkoły. Przyjechałam trochę wcześniej, więc nie musiałam się spieszyć i pędzić na lekcje, jak głupia. Spokojnie wyciągnęłam z szafki podręczniki i zamknęłam ją z lekkim trzaskiem. Wtedy zobaczyłam Austina. Ruszył w kierunku swojej klasy, ale go zatrzymałam.
-Poczekaj. Wiem, że pewnie masz ochotę mnie teraz zabić, czy coś, ale chcę się dowiedzieć... dlaczego tak nienawidzisz chłopaków. Skoro oni nie chcieli mi powiedzieć, to przychodzę do Ciebie.
-Jesteś strasznie nachalna - mruknął.
-Wiem.
-I irytująca.
-Możliwe. Powiesz mi o co chodzi? - zapytałam.
-To nie jest twoja sprawa, mała - wziął do ręki kosmyk moich włosów i zaczął się nim bawić.
-Co ty robisz? - popatrzyłam na niego dziwnie.
-Nie wiem - wzruszył ramionami.
Przesunął ręką "niby przypadkiem" po mojej szyi i zabrał ją. Przez chwilę aż zrobiło mi się gorąco. Przyznam, że był całkiem seksowny... gdyby nie to, że byłam wkurzona, zapewne pozwoliłabym mu kontynuować ten cyrk.
-Powiesz mi o co do cholery chodzi, czy nie? - przypomniałam sobie powód naszej rozmowy i oprzytomniałam.
-Nie - uśmiechnął się cwaniacko.
     Nie miałam już ochoty tego ciągnąć, po prostu odeszłam od niego wściekła. Może i byłam "nachalna" i "irytująca", on za to był dziwny i wkurwiający do bólu. Raz zachowywał się, jakby chciał mnie zamordować, a potem próbował ze mną flirtować. Tak trudno było powiedzieć, dlaczego nie lubi Janoskians? Zachowywali się, jakby to była nie wiadomo jaka tajemnica.
     Usiadłam na schodach, gdzie czekał już James. Przytuliłam go na powitanie i położyłam książki obok.
-Gdzie reszta? - zapytałam.
-Pewnie zaraz będą - uśmiechnął się.
Tak też było, bo po kilku minutach dołączył do nas Skip, a potem bracia Brooks.
-Georgia! Jak wam się randka udała? - krzyknął Luke.
-Czyja randka? - zapytałam.
-Twoja i Beau, a czyja niby? - uśmiechnął się.
Wszyscy na nas spojrzeli, a ja wybuchnęłam śmiechem.
-Już Ci mówiłem, że tylko się kolegujemy, uspokój się Luke - Beau wywrócił oczami.
-No właśnie. Dziwne, że już druga osoba próbuje nam wmówić, że jesteśmy razem - zaśmiałam się, ale natychmiast zrzedła mi mina, kiedy obok nas przeszedł Austin z cwaniackim uśmieszkiem na ustach.
-Dziwak - skomentował James.
-Po co w ogóle zwracasz na niego uwagę? Szkoda gadać - powiedział Jai.
Chwilę później zadzwonił dzwonek.
- Do zobaczenia na następnej przerwie - pożegnałam się i razem z Jamesem udaliśmy się na lekcję.
Kilka dni później
     Lekcja języka angielskiego... czekałam na to cały tydzień. Byłam ciekawa, co tym razem odwali Austinowi. Przy okazji znów łudziłam się, że uda mi się czegoś dowiedzieć. Kiedy weszłam do klasy, wszyscy byli na swoich miejscach. Brakowało tylko jego. Zawiedziona usiadłam w lawce i wtedy zobaczyłam małą karteczkę przyczepioną do ławki.
"Jeśli chcesz wiedzieć, co się stało, zerwij się z angielskiego i spotkajmy się w męskiej toalecie na trzecim piętrze.    -Austin"
     Długo się nie zastanawiając wybiegłam z klasy jeszcze przed przyjściem nauczyciela. W sumie, nie wiem dlaczego to robiłam. Mieli rację, że to nie moja sprawa, ale coś w środku nie pozwalało mi o tym zapomnieć. Po prostu czułam, ze muszę wiedzieć, taki miałam charakter.
     Weszłam na trzecie piętro i stanęłam przed drzwiami łazienki. Po cichu weszłam do środka, a kiedy tylko zobaczyłam Austina, serce podskoczyło mi do gardła.
-Wiedziałem, że przyjdziesz. Mała, wścibiająca wszędzie nosa Georgia... - podszedł do mnie i uniósł mój podbródek. Czułam się dziwnie i trochę się go bałam.
-Przestań - odsunęłam się.
-Wyluzuj. Nie wiem, co naopowiadali Ci twoi przyjaciele, ale nie jestem mordercą, ani gwałcicielem - zaśmiał się.
-Nie boję się Ciebie - skłamałam. -Po prostu nie lubię, kiedy ktoś się tak zachowuje.
-Okej, okej, pani odważna - zakpił. -Zróbmy tak, wciągniemy po działce koki i wyluzujemy trochę, a ja wszystko Ci opowiem - powiedział, wyjmując woreczek z białym proszkiem.
 -Kokaina? Nie, przeginasz. Nie mam zamiaru nic wciągać!
-Spokojnie, nic Ci się nie stanie. Rozluźnisz się i przestaniesz się wkurzać o byle gówno, to wszystko.
-W porządku...
     Nie wierzyłam w to, co robię. Czułam się, jakby mnie kontrolował. Nie myśląc długo wciągnęłam swoją działkę.
-No proszę, kto by pomyślał? Taka grzeczna, a wciąga kokainę? - uśmiechnął się i przybliżył do mnie.
-Mów o co chodzi, nie zmieniaj tematu - czułam, że narkotyk chyba zaczynał działać bo czułam się dziwnie. Lekko wirowało mi w głowie, więc oparłam się o ścianę.
-Okej, okej. Huh, więc... wszystko zaczęło się od mojej przyjaźni z Danielem. Dziwne, wiem. Braliśmy narkotyki. To on pierwszy mi je zaproponował. On sprzedał mi pierwszą dawkę koki. On to wszystko zaczął. Pewnego dnia przyszedł i powiedział, że ma dość... że nie chce tak dłużej żyć i oznajmił mi, że idzie na odwyk, a ja mam się, cytuję: "odpierdolić". Rozumiesz? Wciągnął mnie w nałóg, a potem zostawił z nim samego i pobiegł do swoich nowych przyjaciół! - zacisnął dłonie w pięści.
-Dlaczego ty też nie odstawisz narkotyków? - zapytałam zszokowana historią, którą usłyszałam.
-Po pierwsze, nie mam na to pieniędzy, po drugie, moja matka nawet nie zauważyła, że coś biorę, a po trzecie... sam nie wiem. Narkotyki mi pomagają - spojrzał na mnie.
-Pieniądze na pewno by się znalazły. To wcale nie pomaga. Nie widzisz? Przez nie zachowujesz się dziwnie...
     Podszedł do mnie i zaczął bawić się kosmykiem moich włosów tak, jak to zrobił kilka dni temu.
-Posłuchaj, mała. To nie jest wszystko takie proste. Ale... doceniam, że próbujesz mi pomóc. Jesteś irytująca, wścibska i nachalna, ale masz dobre intencje.
-Ty się uśmiechasz? - powiedziałam.
-Jak widać. Zaczynam Cię lubić, mała - posłał mi cwaniacki uśmieszek. Nim się zorientowałam, zbliżył swoje usta do moich i złączył je w pocałunku.
-Co to było? - byłam zszokowana.
-I tak wiem, że Ci się podobało - mrugnął do mnie i wyszedł, zostawiając mnie samą.

Beka z tego rozdziału, bo jest do dupy :D Mam nadzieję, że się nie zanudziliście na śmierć.. 
Wiem, że co chwilę zmieniam wygląd bloga i wiem, że nie jestem najlepsza w robieniu nagłówków, czy czego tam, ale się uczę hahha
Kocham Was <3

poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział 5

Z perspektywy Beau
     Cholera, po co ja to powiedziałem? "Twój akcent jest sexi"? Głupszej odzywki już nie mogłem wymyślić.
-Dobry ten napój - powiedziałem, żeby przełamać panującą ciszę.
-To zwykła coca cola - zaśmiała się Georgia i upiła trochę ze swojej szklanki.
-A, no tak - odpowiedziałem śmiejąc się.
-Beau, mogę Cię o coś spytać?
-Pewnie - pokiwałem głową.
-Powiedz mi, o co chodzi z tym chłopakiem? - zapytała nieśmiało.
-Chodzi ci o Austina? - powiedziałem, chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę że to o nim właśnie mówiła.
-Tak. Dlaczego was tak nie lubi? I dlaczego zaczęliście się tak dziwnie zachowywać, jak o nim wspomniałam?
-Nie chcę Cię do tego mieszać. Mówiłem już, że Austin może być niebezpieczny. Im mniej wiesz, tym lepiej.
     Przez tego chłopaka było mnóstwo zamieszania w przeszłości, dlatego nie chciałem, żeby Georgia się w to wtrącała.
-W porządku - mruknęła po chwili.
-Ej, co ty taka smutna? - wstałem z krzesła i zacząłem ją łaskotać.
Dziewczyna pisnęła i wybuchnęła śmiechem, uciekając przede mną. Wbiegła do łazienki i zamknęła drzwi.
-Nie ma tak! Wyłaź! - krzyknąłem.
-Nie - zaśmiała się.
-Okej, sam otworzę te drzwi. Jestem silniejszy, chodzę na siłownię - powiedziałem, a w odpowiedzi usłyszałem cichy chichot. Po krótkiej chwili szarpania za klamkę, którą Georgia trzymała od środka, drzwi się otworzyły. Uśmiechnąłem się i chciałem złapać dziewczynę, kiedy poczułem na sobie zimny strumień wody i zobaczyłem przed sobą G ze słuchawką prysznica skierowaną prosto na mnie. Zaśmiała się, bo pewnie wyglądałem komicznie.
-Jak mogłaś? Chodź tu, nie ujdzie Ci to na sucho! Dosłownie - podszedłem do niej i zabrałem słuchawkę, pryskając ją wodą.
-Beau, przestań - krzyknęła chichocząc.
Zakręciłem wodę i dopiero zorientowałem się, że trzymałem Georgię w pasie, a nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Ogarnęło mnie dziwne uczucie... zakochałem się? Co ja gadam, to nie możliwe. Poznałem tą dziewczynę zaledwie kilka dni temu! Nie umiałem tego wyjaśnić, ani opisać słowami. G odsunęła się lekko ode mnie i odlepiła od ciała mokrą koszulkę.
-Patrz, co zrobiłeś! - zaśmiała się.
-Ej, to ty zaczęłaś. Poza tym, ty zaraz się przebierzesz, a ja muszę wracać do domu w takim stanie - odwzajemniłem uśmiech.
-Dam Ci jakąś starą koszulkę taty. On nawet nie zauważy - powiedziała.
     Przebraliśmy się w suche ciuchy a na zegarku było już po 16:00.
-Na mnie już chyba czas. Słyszałem, że mama robi kurczaka na obiad - zaśmiałem się.
Georgia odprowadziła mnie do drzwi i przytuliła na pożegnanie.
-Dzięki, że wpadłeś- powiedziała.
     Wróciłem do domu, gdzie mama zasypała mnie pytaniami gdzie byłem, z kim, co robiłem...
-Mamo, mam 18 lat - westchnąłem.
-No w porządku, ale trzeba znowu odgrzewać obiad - powiedziała.
-Pewnie cmokał się z Georgią! - krzyknął Luke, śmiejąc się.
-Co? O czym ty w ogóle mówisz? - zapytałem.
-Odprowadzasz ją pod klasę, potem do domu. Widać, że Ci się podoba!
-To tylko koleżanka, idioto - zaśmiałem się i rzuciłem w niego ścierką, którą akurat miałem pod ręką.
-No, no - Luke posłał mi cwaniacki uśmieszek.
-Poważnie, mam z nią takie same stosunki, jak wy - powiedziałem, siadając przy stole, żeby w końcu zjeść obiad.
-Gdyby tak było, wróciłbyś we własnej koszulce do domu.
-To już inna historia. Serio, przestań doszukiwać się jakiegoś romansu pomiędzy mną, a Georgią, bo niczego nie znajdziesz.

Kolejny cholernie nudny rozdział :c i do tego krótki... no cóż, piszcie w komentarzach, co sądzicie. 
Kocham Was <3

wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 4

Z perspektywy Georgii
     Na przerwie jak zwykle spotkałam się z chłopakami na schodach.
-Jak tam twój angielski? - zapytał Beau, uśmiechając się.
-Nie pytaj... usiadłam z chłopakiem, który zachowywał się, jak emo albo seryjny morderca - zaśmiałam się.
-Jak się nazywa? - zapytał podejrzliwie Skip.
-Nie mam pojęcia. Przedstawiłam mu się, a on mnie zignorował. Ma lekko kręcone włosy, chodzi ubrany na czarno.
     Spojrzałam na twarze chłopaków i w tym momencie przestało mi być do śmiechu.
-Nie zbliżaj się do niego, słyszysz? - Beau wstał i złapał mnie za ramiona.
-Czyli wy też go nie lubicie? - zapytałam, przypominając sobie jak chłopak ich wyzwał.
-To długa historia... Austin może być niebezpieczny - powiedział Daniel.
-Nie boję się - uśmiechnęłam się patrząc prosto w oczy Beau, który nadal mnie trzymał.
-To nie są żarty. Przestań zgrywać odważną, rozumiesz? - odezwał się.
-No... dobra - zająknęłam się. - Wytłumaczycie mi przynajmniej o co chodzi?
-Nie teraz. Proszę, zostawmy to już - wtrącił się James.
     Zaczynało mnie to wszystko wkurzać. Kiedy ich poznałam wydawali się zwykłymi nastolatkami, którzy cieszyli się chyba ze wszystkiego, a tutaj nagle zachowują się, jakby grali w kryminale.
-No, opowiadaj, jak to jest być córką Robbiego Williamsa? - Luke posłał mi cwaniacki uśmieszek, tym samym próbując zmienić temat.
-Cicho - rozejrzałam się, czy aby na pewno nikt nie usłyszał jego słów. - Nie chcę żeby wszyscy wiedzieli.
-Dziewczyno, wiesz jakie miałabyś życie, gdybyś powiedziała prawdę o ojcu? Każdy byłby na twoje zawołanie - zaśmiał się Jai.
-Nie, dzięki. Już tego doświadczyłam milion razy, nie było fajnie. Wolę mieć prawdziwych przyjaciół - westchnęłam.
-Spoko, nic nie powiemy - powiedział Skip.
-Słowo harcerza - odezwał się James.
-Nie jesteś harcerzem - Beau wybuchnął śmiechem.
-To co? Mógłbym nim być - powiedział uśmiechnięty.
-Przykro mi, jesteś za stary - Jai położył dłoń na jego ramieniu.
-Wcale nie! Bob, ten rudy z ostatniej klasy dołączył dopiero rok temu! - krzyknął nasz "harcerz" i sam zaczął się śmiać.
     Tą jakże ciekawą kłótnię ciągnęli aż do dzwonka. Razem z Lukiem pożegnaliśmy się i poszliśmy na matematykę.
Po lekcjach
     Wyszłam przed szkołę, rozglądając się za chłopakami. Pewnie pojechali już do domu, bo nigdzie ich nie widziałam.
-Bu! - krzyknął mi do ucha Beau.
Odwróciłam się w jego stronę i walnęłam lekko w ramię.
-Głupek - zaśmiałam się.
-Odprowadzić Cię do domu? - zapytał.
-Na piechotę zajmie nam to chyba z godzinę - powiedziałam.
-Możemy złapać stopa, chodź - pociągnął mnie za rękę.
     Po kilkunastu minutach stania przy ulicy i machania rękami, jak idioci w końcu ktoś się zatrzymał. Beau przytrzymał mi drzwiczki i wsiadł do samochodu zaraz za mną.
-Gdzie zawieźć zakochaną parę? - uśmiechnął się starszy pan, patrząc na nas w lusterku.
-My.. nie... - zaczęłam, ale Beau mi przerwał, podając kierowcy mój adres.
Brooks przez całą drogę lekko się uśmiechał. Po krótszej chwili byliśmy już pod moim domem.
-Wejdziesz na chwilę? - zapytałam.
-Chętnie. Dziękujemy za podwózkę - zwrócił się do kierowcy.
-Nie ma sprawy. Szczęścia wam życzę - uśmiechnął się i odjechał.
     Weszliśmy do domu, a ja od razu skierowałam się do kuchni, żeby zrobić nam coś do picia. Beau poszedł za mną i usiadł przy stole.
-O co chodziło temu facetowi? Że niby my, zakochana para? - zaśmiałam się.
-Nie wiem. To było dziwne - powiedział Brooks i też wybuchnął śmiechem.
Usiadłam obok niego i podałam mu zimny napój.
- Dzięki. Wspominałem już jak kocham twój akcent?
-Jest okropny, nawet mi o nim nie mów - westchnęłam.
-Jest sexi - uśmiechnął się i zapadła niezręczna cisza.

Jest następny :) Przepraszam, że musieliście tyle na niego czekać. Moim zdaniem jest nudny, jak cholera... ale potem akcja trochę się rozwinie.

piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 3

Z perspektywy Georgii 
     Zjedliśmy już wszystko, co kupiliśmy i obejrzeliśmy połowę filmików chłopców, kiedy usłyszeliśmy, jak drzwi wejściowe się otwierają.
-Dlaczego drzwi są otwarte? -usłyszałam głos mojego ojca. -Georgia, jesteś w domu? - zaczął wchodzić po schodach.
-Nie może nas zobaczyć - szepnęłam.
Wcisnęliśmy się do mojej szafy. Nie dość, że ciasno, to na dodatek byłam przyciśnięta do Beau, który cały czas chichotał. Słyszałam, jak tata woła moje imię i wchodzi do pokoju.
-Myślałem, że twój ojciec wraca wieczorem - zaśmiał się Beau.
-Ale wróciłem wcześniej - tata otworzył drzwi szafy.
-Niespodzianka! Jeej! - uśmiechnęłam się krzywo.
-To jest... Robbie Williams. O Boże...-powiedział James.
-My już lepiej pójdziemy - powiedział Jai i pociągnął chłopaków do wyjścia.
-Powinnaś być w szkole - odezwał się mój ojciec.
-Wagarowaliśmy - spuściłam głowę. -Ale obiecuję, że to się nie powtórzy.
-Powinienem Cię teraz ukarać...
-Tatku - zrobiłam oczy szczeniaczka.
-W końcu mi też zdarzyło się wagarować, kiedy byłem w twoim wieku... ale to ma być ostatni raz, rozumiesz? - uśmiechnął się.
-Dziękuję Ci - przytuliłam go.
-No, a teraz opowiadaj, kim są ci chłopcy - poruszył zabawnie brwiami.
-Koledzy ze szkoły - zaśmiałam się.
-Dość spora grupa. Po twoim pierwszym dniu spodziewałem się raczej jednej koleżanki, a tutaj... no proszę- powiedział.
-Widzisz, twoja córka lubi zaskakiwać. Ale nie wiem, czy jeszcze będą chcieli się ze mną zadawać...
-Dlaczego nie? - zapytał zdziwiony.
-Nie powiedziałam im, że mój tata to Robbie Williams... okłamałam ich.
-I to ma być powód? Daj spokój. Nie zamartwiaj się już, tylko chodź ze mną, wypożyczyłem jakąś komedię na DVD - uśmiechnął się.
Następnego dnia, w szkole...
     Stanęłam przy szafce i poprawiłam włosy, przeglądając się w lusterku przyklejonym do jej drzwiczek. Miałam dziś na sobie szarą bluzkę z rękawami do łokci i koronkowymi kwiatkami przy dekolcie oraz zwykłe, czarne rurki.
     Wyciągnęłam podręcznik od angielskiego i skierowałam się pod klasę. Minęłam chłopców, siedzących na schodach. Nic nie powiedzieli. Wiedziałam, że tak będzie... ale w sumie nikt z nich nie wspominał o swoich rodzicach, dlaczego ja
 miałabym chwalić się swoim tatą?
-Georgia! - krzyknął za mną Beau. Odwróciłam się, a on już znajdował się przy mnie.
-Już się nawet nie przywitasz? - uśmiechnął się.
-Cześć - powiedziałam sucho.
-Ej, mała... co jest?
-Przecież się obraziliście...
-Co? Hahahahahaha! Dlaczego niby? Nie mamy powodu - wybuchnął śmiechem.
-Nie jesteście źli, że nie powiedziałam wam o moim ojcu? - zdziwiłam się.
-Nie - powiedział uśmiechnięty Beau.
-Kocham Cię - przytuliłam go, a on to odwzajemnił i roześmiał się jeszcze bardziej.
Nim się zorientowałam, przybiegła reszta i staliśmy tak na środku korytarza w "grupowym uścisku". Tkwiliśmy w nim aż do dzwonka. Beau objął mnie ramieniem, mówiąc:
-Chodź, odprowadzę Cię pod klasę.
     Angielski niestety miałam sama, bez chłopaków.
-Do przerwy. Życz mi powodzenia - zaśmiałam się.
-Dasz sobie radę - mrugnął do mnie i pobiegł na swoje zajęcia.
     Kiedy weszłam do klasy, nauczyciela jeszcze nie było. Zajęłam ostatnie wolne miejsce, obok chłopaka z kręconymi włosami, ubranego na czarno.
-Hej, jestem Georgia - uśmiechnęłam się do niego.
-Aha - powiedział i odwrócił się do mnie tyłem.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że lekcje angielskiego nie będą należeć do moich ulubionych. Po chwili do klasy wszedł nauczyciel.
-Dzień dobry wszystkim, przepraszam za spóźnienie, coś mi wypadło.
-Mamy tu nową - odezwał się chłopak z mojej ławki.
-Ah, tak. Jak masz na imię? - zapytał nauczyciel.
-Georgia - powiedziałam nieśmiało się uśmiechając.
-Pięknie... no dobrze, przejdźmy do lekcji. Dziś zaczniemy omawiać "Romea i Julię". Mam nadzieję, że wszyscy przeczytali?
-Nie wiedziałam o żadnej lekturze, proszę pana - powiedziałam podnosząc rękę.
-Mów mi Chris. Ciebie ona na razie nie obowiązuje, przeczytaj ją na za tydzień - uśmiechnął się.
     Ucieszyła mnie ta informacja, bo mogłam sobie odpuścić uważanie na lekcji i zgłaszanie się. Ciągle jednak intrygowało mnie czemu "kolega" z ławki tak mnie potraktował.
-Dlaczego taki jesteś? - zapytałam go.
-Kolegujesz się z tymi fiutoskians, czy jak im tam.
-Przepraszam, co? -powiedziałam zdziwiona. -Po pierwsze Janoskians, a p drugie, co Ci zrobili, że ich tak nie lubisz?
-Nie twój interes - warknął i zaczesał włosy do tyłu.
-Może po prostu zazdrościsz im, że dziewczyny z całego świata dostają orgazmu patrząc na nich, a Ciebie żadna nie chce?
-Rozejrzyj się. Dalej uważasz, że to o to chodzi? No właśnie, nie wtrącaj się.
     Spojrzałam po klasie. Wszystkie laski śliniły się na jego widok. Zrobiło mi się głupio, że wyskoczyłam do niego z tekstem, jak napalona fanka broniąca swoich idoli...
Do końca lekcji nie odzywałam się już w ogóle i zabijałam czas rysując w zeszycie jakieś bazgroły, mimo że sprawa z tym chłopakiem nie dawała mi spokoju.

Jest kolejny. Jeśli się podoba, komentujcie. Jeśli nie, też komentujcie haha, chętnie się dowiem co mogę zmienić :)
Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach, piszcie do mnie na twitterze: @worldofturtles

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Rozdział 2

Z perspektywy Georgii
     Razem z Jai'em nie zajmowaliśmy się za bardzo lekcją historii. Brooks schował telefon w piórniku i robiliśmy sobie głupie zdjęcia. Nauczycielka była prawie ślepa i nie zwracała na nikogo uwagi. Cały czas coś opowiadała, nie dbając o to że nikt jej nie słucha. W ten sposób wytrwaliśmy do dzwonka. Poszliśmy schować podręczniki do szafek i znowu na schody, żeby spotkać się z resztą.
-Więc... to twój pierwszy dzień tutaj? - zapytał Beau zabawnie poruszając brwiami.
-Tak - posłałam mu uśmiech.
-W takim razie musisz zobaczyć naszą salę gimnastyczną! Jest imponująca i... sama zobaczysz, chodź - powiedział James. Wyszliśmy ze szkoły. Zdziwiło mnie to, więc zatrzymałam się przy wyjściu.
-Gdzie my idziemy? - zapytałam.
-Ah, tak... sala jest w budynku za szkołą - powiedział Daniel.
Szłam za nimi, chociaż czułam, że coś jest nie tak. Minęliśmy szkolną bramę i parking, a sali gimnastycznej ani śladu. W końcu zatrzymaliśmy się się na przystanku autobusowym.
-Okej, co jest grane? Gdzie ta sala? - zapytałam zdezorientowana.
-Nie ma jej. Jest tylko stara, która znajduje się w budynku szkoły - uśmiechnął się Luke.
-To gdzie my idziemy?
-Na wagary - zaśmiał się Beau.
-Trzeba było od razu mówić, a nie wciskać mi kit z salą gimnastyczną. Wiele razy wagarowałam - skłamałam. Po prostu nie chciałam wyjść na sztywną. Tak naprawdę nigdy w życiu tego nie robiłam.
-To lubię - Luke przybił mi piątkę i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
     Autobus, który przyjechał był prawie pusty. Siedziało w nim tylko kilka starszych pań. Chłopcy pobiegli jak szaleni i zajęli miejsca z tyłu.
-A ja? - zrobiłam smutną minkę.
-Siadaj na kolanach - powiedział Luke. Tak też zrobiłam i  już po chwili przygniatałam go swoim tyłkiem.
-Boże... leciutka jak piórko - zdziwił się. -Jesz coś w ogóle?
-Jem i to bardzo dużo - zaśmiałam się.
     Wysiedliśmy na przystanku obok KFC. Kiedy weszliśmy do środka poczułam zapach kurczaka i frytek. Od razu zgłodniałam.
-Zamówmy coś i jedźmy do mnie, taty i tak nie ma w domu do wieczora - zaproponowałam.
-Dobry pomysł, mała - powiedział Daniel.
-Jest w twoim wieku, idioto - zaśmiał się James i walnął go lekko w głowę.
     Zamówiliśmy 10 kubełków skrzydełek i kilkanaście porcji frytek. Szczerze? Nie wiem, jak nam się udało dowieźć to wszystko do domu.
     Z powrotem zapakowaliśmy się do autobusu i pojechaliśmy do mnie, oczywiście bez biletów. Jakieś 15 minut później byliśmy pod moim domem.
-Mieszkasz tutaj? O kurwa - powiedział Beau i otworzył lekko buzię ze zdziwienia.
-Tak - uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że nie zapytają mnie o ojca. Nie chcę, żeby kolegowali się ze mną tylko ze względu na niego.
-Wchodzicie? - otworzyłam drzwi wejściowe.
Chłopcy zostawili buty w przedpokoju i rozglądali się dookoła.
-Takiego domu to tylko pozazdrościć - powiedział James.
-Bez przesady. Chodźcie na górę, do mojego pokoju.
     Weszliśmy po schodach i znaleźliśmy się w moim królestwie. Na ścianach było już kilka zdjęć i plakatów - One Direction, Justina Biebera i Demi Lovato. Luke stanął przy biurku i wziął do ręki moje zdjęcie z 14 urodzin. Miałam włosy związane w koczka, a na twarzy napisane "JB" i "Belieber".
-Psychofanka? - zaśmiał się Luke.
-Belieber - poprawiłam go z uśmiechem. -To na mojej imprezie urodzinowej 3 lata temu. Podczas zdmuchiwania tej świeczki zażyczyłam sobie biletów na koncert Justina i dostałam je kilka minut później. Najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam! - ucieszyłam się na samo wspomnienie.
-Spotkałaś go na żywo? Boże, jaka szczęściara - zaświeciły mu się oczy.
-Justin jest mistrzem - powiedział Beau, który razem ze Skipem, Jai'em i James'em jadł skrzydełka z KFC.
-Dokładnie tak samo myślę - uśmiechnęłam się. -No dobra, co robimy?
-Widziałaś nasze filmiki? Wiesz, nie chcemy się chwalić, ale jesteśmy tak jakby sławni - powiedział Skip i zaczął się śmiać.
-Serio? Nie wiedziałam..
-No tak, jesteśmy The Janoskians! - krzyknął Jai.
     Chwilę później oglądałam z nimi "Awkward Train Situations". Muszę przyznać, że byli zabawni...

Przepraszam że taki nudny i że są w nim błędy :c nie umiem pisać, ale chciałam spróbować.. może komuś się spodoba. Jeśli czytasz, skomentuj. Będzie mi miło :)